Wysłany: Sob Mar 12, 2016 10:27 Temat postu: Tercet Trójmiejski
Dzięki dochodom z zasiadania w radach nadzorczych miejskich spółek niektórzy samorządowcy dorabiają nawet 120 tysięcy rocznie, często uczestnicząc jedynie w kilku spotkaniach w roku i zazwyczaj w godzinach urzędowania. Nie brakuje wśród nich prezydentów i wiceprezydentów.
"Praca w radach to kosztowne dublowanie funkcji samorządowców, a takie praktyki to sposób na uniknięcie debaty nad prawdziwymi zarobkami samorządowców" - mówił na łamach Rzeczpospolitej dr Jarosław Flis z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Jak prezentujemy poniżej, samorządowcy z Trójmiasta wcale unikają takich praktyk, choć ich podstawowym obowiązkiem jest dbałość o interesy miast, bo do tego zostali "wynajęci" przez wyborców. Gdańsk: prezydent ma się dobrzeRady nadzorcze to dla niektórych samorządowców źródło dodatkowych i wcale niemałych dochodów. Od 2005 roku prezydent Gdańska "dorabia" do pensji urzędnika w radach nadzorczych Zarządu Morskiego Portu Gdańsk S.A. i Gdańskiego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej Sp. z o.o. Za przewodzenie radom nadzorczym w 2014 roku pobrał 125 946 zł, a rok wcześniej 120 881 zł (brutto). W przypadku GPEC sytuacja ta budzi kontrowersje, gdyż w 2004 r. Gdańsk sprzedał większość, bo 74,99 proc. udziałów tej firmy niemieckiej komunalnej spółce Stadtwerke Leipzig z Lipska za 183,85 mln zł. Obecnie w spółce GPEC Stadtwerke Leipzig ma 82 proc. udziałów, a Gmina Miasta Gdańsk 18 proc. Ze sporych zysków wygenerowanych w 2013 roku (w sumie 44 mln zł minus 6 proc. odpisu kapitałowego) do gdańskiej kasy wpłynęło jedynie 6,6 mln zł, a lipscy włodarze otrzymali blisko 35 mln zł. Warto też wspomnieć, że dochody prezydenta z zasiadania w radach nadzorczych to niespełna 60 tys. zł mniej od jego dochodów z racji zatrudnienia na umowę o pracę w Urzędzie Miejskim. W 2014 roku zarobił 184 593,16 zł (brutto). Posiada też liczne akcje spółek handlowych (m.in. Asseco, ENG, PKO, TVN, KGM) o łącznej wartości 1,14 mln zł, z czego osiągnął w 2014 roku 55 tys. zł dywidendy oraz 14 funduszy inwestycyjnych o wartości 664 tys. zł. Prezydent nie ma, jak jeszcze kilka lat temu, siedmiu mieszkań, a jedynie dwa (83,3 m kw. i 67,10 m kw.) oraz dwie działki niezabudowane (1207 m kw. i 1,49 ha) i miejsce garażowe o łącznej wartości 1,18 mln zł. Z wynajmu mieszkań osiągnął w 2014 r. 30 tys. zł przychodu. Wieloletni wiceprezydent Wiesław Bielawski od 2004 roku jest natomiast członkiem rady nadzorczej TBS "Motława" Sp. z o.o., a od 2008 roku GIK Sp. z o.o., z czego uzyskał łącznie przychód w wysokości 113,5 tys. zł. W ramach zatrudnienia na umowę o pracę w 2014 roku osiągnął przychód 187 tys. zł. Andrzej Bojanowski, kolejny wiceprezydent Gdańska, od 2009 roku jest członkiem rady nadzorczej Międzynarodowych Targów Gdańskich, gdzie otrzymał dochód w wysokości 40 tys. zł, a od 2007 roku Biura Inwestycji Euro 2012, gdzie zarobił 70,1 tys. zł. To nie jedyni ważni urzędnicy, którzy mogą liczyć na dodatkowe pieniądze z racji zasiadania w radach nadzorczych. Teresa Blacharska, skarbnik miasta, od 2004 roku jest członkiem rady nadzorczej w Zakładzie Komunikacji Miejskiej, gdzie w zeszłym roku osiągnęła dochód 40 tys. zł, a od 2011 roku zasiada w radzie Biura Inwestycji Euro Gdańsk 2012, gdzie zarobiła w 2014 roku dodatkowe 64,6 tys. zł. Sekretarz miasta, Danuta Janczarek, od 2004 roku jest członkiem rady nadzorczej Zakładu Utylizacyjnego w Szadółkach, z czego w zeszłym roku jako przedstawiciel miasta osiągnęła dochód 36,8 tys. zł. Wybrani po ostatnich wyborach samorządowych dwaj nowi wiceprezydenci Gdańska, Piotr Grzelak i Piotr Kowalczuk, jeszcze nie zasiadają w żadnych radach nadzorczych. - Piotr Kowalczuk jest członkiem Komitetu Światowej Organizacji Wychowania Przedszkolnego OMEP i szefem zarządu Gdańskiego Polskiego Czerwonego Krzyża. Ale obie te funkcje sprawuje pro publico bono - wyjaśnia Antoni Pawlak, rzecznik prezydenta Gdańska.Prezydent Sopotu zna się na sporcie i lotniskachW Sopocie dodatkowe wynagrodzenie tytułem zasiadania w radach nadzorczych pobiera tylko prezydent Jacek Karnowski. Od roku 2007 zasiada on w radzie nadzorczej Portu Lotniczego Gdańsk, a od 2011 roku w radzie nadzorczej klubu siatkarskiego Atom Trefl Sopot.Sprawdziliśmy, jakie kwoty prezydent Sopotu pobrał z tego tytułu w ciągu trzech ostatnich lat. Więcej zarobił dzięki lotnisku - odpowiednio 40 tys. 119 zł 96 gr w roku 2013, 40 tys. 119 zł 96 gr w roku 2014 oraz 42 tys. 361 zł 98 gr w roku 2015.W ciągu tych lat miasto nie przekazało żadnych pieniędzy lotnisku - ostatni raz dofinansowało spółkę w 2010 roku, kiedy to przejęło udziały warte 2,5 mln zł.Nieco inaczej wygląda sytuacja z klubem Atom Trefl Sopot. W ostatnich latach miasto dofinansowywało klub kwotami 500 tys. zł, 350 tys. zł i 400 tys. zł.W roku 2015, kiedy to za zasiadanie w radzie nadzorczej klubu prezydent Sopotu pobrał 2 tys. zł, a także w roku 2014, gdy na jego konto wpłynęło z tego tytułu 5 tys. 066 zł 25 gr, trudno dopatrzyć się jakichś kontrowersji, o tyle dość dziwnie wygląda kwota, którą klub zapłacił Karnowskiemu w 2013 roku. Na jego konto wpłynęło bowiem wówczas z tego tytułu aż 43 tys. 895 zł 41 gr.O sprawę pytamy rzeczniczkę sopockiego magistratu - Magdalenę Jachim. Jak tłumaczy, kwota, którą klub wypłacił w roku 2013 prezydentowi zawierała wyrównanie za lata poprzednie (2011 i 2012). Do sierpnia 2014 roku prezydent miał otrzymywać stałą pensję za zasiadanie w radzie (miesięcznie 1,8 tys. zł brutto). Później - wedle jej słów - zmieniły się z kolei zasady i Karnowski otrzymuje od klubu jedynie pieniądze za uczestnictwo w poszczególnych posiedzeniach rady nadzorczej (1 tys. zł brutto od posiedzenia).Warto tu jednak zaznaczyć, że w roku 2011 Atom Trefl Sopot wypłacił prezydentowi Sopotu 12 tys. 929 zł 36 gr, a rok później - 5 tys. 066 zł 25 gr.Gdynia stawia na współpracownikówW Gdyni w bieżącej kadencji wynagrodzenia z tytułu zasiadania w radach nadzorczych nie pobiera prezydent ani żaden z wiceprezydentów. To nie oznacza, że do takich sytuacji nie dochodziło w przeszłości. W poprzedniej kadencji samorządu uposażenie pobierał Bogusław Stasiak, który w ostatnich wyborach został wybrany jako radny. Jak wskazywało doświadczenie z przeszłości, wybór oznaczał widoki na stanowisko wiceprezydenta. Wiceprezydenturę ostatecznie musiał jednak zamienić na kierowanie Przedsiębiorstwem Komunikacji Miejskiej, czyli jedną z gdyńskich spółek przewozowych. Finansowo nie stracił.Kiedy pracował u boku Wojciecha Szczurka jako wiceprezydent, zasiadał w radach nadzorczych dwóch spółek: Portu Lotniczego Kosakowo (od lipca 2007 roku) oraz Forum Kultury (od lipca 2009 roku). Ile zarabiał? W 2012 roku uzyskał z tego tytułu dochód w wysokości 31 tys. 829 zł brutto. W 2013 roku było to 35 tys. 974 zł brutto, natomiast w 2014 roku było to już tylko 6 tys. 172 zł brutto. Obydwie spółki już nie istnieją. Przypomnijmy, że Gdynia (93,706 proc. udziałów) wraz z Kosakowem wsparła lotnisko kwotą blisko 92 mln zł. Według Komisji Europejskiej dotacje naruszały zasady pomocy publicznej. Komisja Europejska stwierdziła, że wsparcie z publicznych środków stanowiło nielegalną pomoc i nakazała spółce zwrócić ją miastu. Zarząd Portu Lotniczego Gdynia-Kosakowo Sp. z o.o. złożył 12 marca 2014 r. wniosek o ogłoszenie upadłości likwidacyjnej. Sąd Rejonowy w Gdańsku upadłość spółki zarządzającej portem lotniczym ogłosił 7 maja 2014 roku.W przypadku Forum Kultury w 2015 roku zdecydowano o połączeniu jednostki z Agencją Rozwoju Gdyni. W praktyce to Forum Kultury przejęło ARG. Głównie dlatego, że miało większy kapitał, sięgający 6,3 mln zł przy 1,67 mln zł ARG. Nie było tajemnicą, że obie spółki istniały tylko i wyłącznie dzięki dotacjom miasta, będąc beneficjentem miejskich projektów. Tylko w 2014 roku na prowadzone przez Agencję Rozwoju Gdyni projekty przeznaczono ponad 800 tys. zł miejskich środków. Forum Kultury, koordynujące m.in. budowę Centrum Filmowego, otrzymało ponad 5 mln zł.Nikt nie ukrywał, że bez wsparcia miasta już dużo wcześniej musiałyby ogłosić upadłość. Połączenie uzasadniano zaś wprowadzeniem oszczędności. Doszło do niego, gdy prezesem zarządu Agencji Rozwoju Gdyni przestała być Katarzyna Gruszecka-Spychała stojąca na czele miejskiej spółki od września 2011 roku. Jak czytamy w oświadczeniach majątkowych, w 2012 roku z tego tytułu uzyskała dochód w wysokości 158 tys. 245,22 zł. W 2013 roku było to 168 tys. 335 tys zł, natomiast w 2014 roku dochód za pracę w ARG obecnej wiceprezydent Gdyni wyniósł 185 tys. 026,27 zł.
Wiek: 114 Dołączył: Nie Paź 21, 2007 9:57 Posty: 582 Skąd: Stara Oliwa
Wysłany: Sob Mar 12, 2016 15:27 Temat postu: Re: Tercet Trójmiejski
Dlatego jedyna nadzieja na poprawę, to "nowa miotła", a jedyny sposób by tę stajnię Augiasza odgnoić, to radykalna reforma administracyjna, zmieniająca granice okręgów administracyjnych i wyborczych. Np. przez utworzenie jednego unitarnego Trójmiasta (to tylko nazwa, ale jak kto ma tu obsesję, nazwijmy to wielkim Gdańskiem, Poszerzoną Gdynią, Megasopotem, albo GdaGdySopRumią, mam gdzieś nazwę).
Tak przeorane towarzystwo nie tylko musiało by od nowa z trudem infiltrować spółki i rady, i zarządy. Mimochodem załatwiło by się wspólny bilet i jednolity rozkład jazdy komunikacji publicznej, wspólny zarząd policji, wspólny system szpitali i edukacyjny. Niektórym nadmiar świeżego powietrza by zaszkodził, ale większość odetchnęła by z ulgą.
Wysłany: Sob Mar 12, 2016 16:49 Temat postu: Re: Tercet Trójmiejski
A kto miałby być tą nową miotłą? Pisiory? Przecież zachowują się identycznie, obsadzając swoimi wszelkie stołki. Partiokracja w Polsce ma się niestety dobrze i nie widać nikogo, kto by po dojściu do władzy nie zagrabiał stanowisk. Czy jest możliwe jakieś UCZCIWE rozwiązanie? Pomysłodawca dostałby chyba pokojowego Nobla.
Taaa, a PiS krystalicznie czysty, kuźwa... Wszyscy siebie warci, przykład z dzisiejszej prasy (oczywiście można napisać, że GW i Newsweek są be, ale za to "republika.tv" jest bezstronna i rzetelna, jak Moskowskij Komsomolec):
W oświadczeniach majątkowych minister środowiska prof. Jan Szyszko od 11 lat podaje, że jest właścicielem stodoły. Z lektury tych dokumentów można by sądzić, że chodzi o budynek gospodarczy. W rzeczywistości ta stodoła to 300-metrowa, zabytkowa dacza na atrakcyjnej działce niedaleko jeziora w Tucznie. Szyszko - mimo próśb sejmowej komisji etyki - nigdy nie ujawnił, ile jest wart cały jego majątek.
Okazuje się jednak, że o ile w oświadczeniach majątkowych minister zawsze dokładnie podaje wartość wspomnianego rodzinnego domu (ok. 350 tys. zł), precyzyjnie wylicza, za ile i kiedy kupił hektary, to nigdy nie informuje, ile jest warta stodoła. Tymczasem według agentów nieruchomości z pobliskiego Wałcza czy Piły taka nieruchomość, malowniczo położona, warta jest co najmniej pół miliona" - donosi tygodnik.
Jak pisze "Newsweek" w oświadczeniach majątkowych ministra zwracają uwagę sprzeczności: nie zgadza się ani cena, za jaką kupił swoje liczne działki w Tucznie, ani ich powierzchnia. Przez cztery sejmowe kadencje majątkiem posła Szyszki kilka razy zajmowała się komisja etyki. Po raz ostatni w marcu i we wrześniu ubiegłego roku.
"Newsweek" sprawdził, co i jak wpisuje Szyszko w oświadczeniach. Przykład: choć działkę od gminy Tuczno (niemal dwa tysiące metrów) kupił już kilka lat po denominacji złotego (była w roku 1995), to podaje jako jej cenę kwotę 1 302 500 zł, czyli sprzed denominacji. Na dzisiejsze złote to 130,25 zł. Z kolei cenę działki kupionej od księdza w tym samym roku podaje w walucie po denominacji (6 tys. zł).
O nieprawidłowościach w oświadczeniach majątkowych prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza
Anita Gargas - i wszystko jasne. PIS dzielce mają swoje media, narodowe, rzetelne. Co takich mediach myślimy, wyraziła np. w Opolu publiczność festiwalu wobec Jacka Kurskiego.
O nieprawidłowościach w oświadczeniach majątkowych prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza
Anita Gargas - i wszystko jasne. PIS dzielce mają swoje media, narodowe, rzetelne. Co takich mediach myślimy, wyraziła np. w Opolu publiczność festiwalu wobec Jacka Kurskiego.
a Kurski trafnie to skomentował, a Adamowiczowi życzę wyroku - może być w zawieszeniu
Skomentował to tak, że podwinął ogon i uciekł z amfiteatru pozostawiając samych sobie zaproszonych dziennikarzy.
A tak nawiasem, jeżeli już ci tak się marzy wyrok na Adamowicza, to mogę przypomnieć ci jako przykład PISdzielczej hipokryzji zakup przez Kurskiego leśniczówki pod Malborkiem za 20 tys zł. Ona sam podał zaś jej wartość w zeznaniu podatkowym na 280 tys zł. To już jednak "stary kotlet". Teraz śledzimy historię stodoły ministra Szyszki.
Precz z Kaczorem - dyktatorem !
Dodając do tego Biereckiego i bankrutujące SKOK-i mamy afery, przy których zegarek Nowaka wypada marnie, ba! Nawet Amber Gold wydaje się zabawą w klocki lego.
Złodzieje krzyczą: "łapaj złodzieja!", a ciemny lud to kupuje.
Różnicę w mentalności widać na przykładzie ostatniego referendum w Szwajcarii, gdzie 76% opowiedziało się przeciw wypłatom ok. 10.000 zeta miesięcznie dla każdego i 2.500 na dziecko, gdyż chca ochronić gospodarkę przed taką populistyczną katastrofą. Dla Polaków wystarczyły marne 500 zeta na 1 dziecko, by się sprzedać.
No to wracamy do tercetu: w kraju Polak Polakowi życzy jak najgorzej, a już nie daj Boże, jak odniesie suckes, a tu proszę, jeszcze taki cios z zagranicy (wiadomo, targowica, te sprawy):
"Prezydent Gdańska Paweł Adamowicz otrzymał nominację do prestiżowej nagrody World Mayor Prize. To nagroda przyznawana co dwa lata przez fundację City Mayors Foundation. Otrzymują ją burmistrzowie i prezydenci miast w uznaniu zasług dla lokalnej społeczności oraz za wypracowanie wizji funkcjonowania miasta mającej znaczenie dla innych miast na świecie."
W marcu sąd umorzył postępowanie przeciwko Pawłowi Adamowiczowi w sprawie zatajenia liczby posiadanych mieszkań i środków pieniężnych. W maju prokuratura zaskarżyła ten wyrok. Teraz dziennikarze tygodnika "w Sieci" prześwietlili fortunę prezydenta Gdańska
W 2013 roku Prokuratura Apelacyjna w Poznaniu postawiła Pawłowi Adamowiczowi sześć zarzutów dotyczących podania w oświadczeniach majątkowych nieprawdziwych danych co do posiadanych zasobów pieniężnych oraz nieruchomości. Śledztwo w tej sprawie wszczęto w październiku, po zawiadomieniu złożonym przez CBA.Według prokuratury prezydent Gdańska miał błędnie wypełniać oświadczenia w latach 2010-2012 i zataić w nich fakt posiadania dwóch mieszkań oraz podać - w sześciu kolejnych oświadczeniach - niższe niż w rzeczywistości zasoby pieniężne, którymi ma dysponować. Chodziło kolejno o 50, 160, 230, 320 i 200 tys. zł różnicy między deklarowanymi środkami, a faktycznie posiadanymi przez prezydenta Gdańska.W marcu tego roku Sąd Rejonowy w Gdańsku umorzył warunkowo śledztwo w tej sprawie, ale jednocześnie przychylił się do wniosku prokuratury i nakazał Pawłowi Adamowiczowi zapłacić 40 tys. zł na cele społeczne. Z kolei w maju prokuratura zaskarżyła ten wyrok.Teraz pod lupę majątek prezydenta Gdańska wziął tygodnik "wSieci". W obszernym artykule dziennikarze zarzucają, że prokuratura i sąd zlekceważyły niejasne pochodzenie pieniędzy.Rabat? 171 tys. zł dla teściowejWedług informacji tygodnika część powiadomienia o popełnieniu przestępstwa przez Pawła Adamowicza związana jest z rabatem w wysokości ponad 270 tys. zł jaki on i jego żona Magdalena Adamowicz otrzymali kupując mieszkania w inwestycji Neptun Park przy ul. Wypoczynkowej w Gdańsku. Korzystniejszą cenę otrzymała także teściowa - Janina Abramska, która zapłaciła za lokal blisko 171 tys. zł mniej. W 2007 roku Gdańsk oddał ten teren - warty 22 mln zł - firmie Pomeranka, w zamian za 115 mieszkań.Umowy na zakup mieszkań zostały podpisanie w grudniu 2005 roku, na długo przed rozpoczęciem prac budowlanych. Trzy tygodnie później Rada Miasta Gdańska przystąpiła do sporządzenia nowego planu zagospodarowania przestrzennego dla tego miejsca z korzyścią dla dewelopera. Prezydent miał otrzymać także 45 tys. zł rabatu na mieszkanie w inwestycji Nowa Lastadia . Majątek z darowizn, których nie było?Autorzy informują również o niewytłumaczalnej postawie prokuratury, która co prawda przyznała, że nie można ustalić skąd wziął się majątek Pawła Adamowicza, ale wnioskowała o umorzenie sprawy. Co więcej, prokuratura miała świadomość, że małżeństwo mówi nieprawdę w kwestii źródła pochodzenia ich pieniędzy. Jak już wspominaliśmy prezydent w swoich oświadczeniach mylił się także co do posiadanych przez siebie środków. W szczytowym momencie (rok 2012) różnica między deklarowanymi środkami, a faktycznie posiadanymi wyniosła 320 tys. zł. Według małżeństwa Adamowiczów pieniądze te pochodziły m.in. z niewykazywanych darowizn, jakie na rzecz ich córek robili głównie dziadkowie. W latach 2006-2011 miało ich być w sumie 16 na łączną kwotę 549 tys. zł. Autorzy przytaczają wypowiedź sędzi Anny Jachlewicz, która wielokrotnie stwierdziła, że nie daje wiary takim tłumaczeniom. Mimo to są uznał, że "czyny przypisane oskarżonemu nie były szkodliwe w stopniu znacznym". Jak prezydent tłumaczył swoje pomyłki przy składaniu oświadczeń majątkowych? W 2010 roku miała to być zagrożona ciąża jego żony, pobyt ojca w szpitalu oraz katastrofa smoleńska, gdzie zginęło kilku jego przyjaciół.
Szkoda, że z równą zaciekłością pseudodziennikarze z tej szmaty nie zabiorą się np. za Biereckiego, SKOK-i czy niejasne pochodzenie majątku Morawieckiego, gdzie w grę wchodzą dziesiątki milionów, a nie jakieś tam drobne Budynia. Szkoda też, że nie zabiorą się za Rydzyka, który sprzeniewierzył grubą kasę zbieraną na "ratowanie stoczni". Może by też rzucili okiem na oświadczenie majątkowe Szyszki, który pogubił różne rzeczy, stodoły i inne drobiazgi... O, na ten temat cisza jak w grobowcu.
Dlaczego nie czepiają się kościoła, który w Gdańsku ma prawa, jak księstwo udzielne? A właśnie Adamowicz jest mocno zamieszany w te afery:
"W 2003 roku parafia kupiła od miasta działkę o powierzchni blisko 17 tys. m kw z przeznaczeniem na cele kultury, oświaty i zdrowia. Jako związek wyznaniowy uzyskała od miasta 98-procentową bonifikatę w wysokości blisko 1,689 mln zł.
Parafia jednak niczego tam nie zbudowała, za to część działki sprzedała na wolnym rynku. Na terenie o powierzchni 4 tys. m kw. miesiąc temu powstał supermarket Piotr i Paweł.
Jednak sprzedając teren kupiony z bonifikatą przed upływem 10 lat, parafia złamała prawo. W związku z tym miasto zażądało w styczniu tego roku zwrotu przyznanej wcześniej bonifikaty. Na prośbę proboszcza sumę należności zmniejszono jednak w kwietniu z prawie 1,7 mln do 410 tys. zł. Okazało się, że nawet tej kwoty parafia nie chce spłacać.
- Dlatego w środę wysłaliśmy list do kurii gdańskiej w tej sprawie, bo niestety proboszcz parafii nie reaguje na nasze wezwanie do zapłaty. Twierdzi, że sprzedał część terenu, bo potrzebował pieniędzy na budowę kościoła - podkreśla Antoni Pawlak, rzecznik prezydenta Gdańska."
Gdzie byli cyngle z tej szmaty, jak Adamowicz rozdawał działki kościołowi za friko? Kolejny przykład:
"Działka przy parafii św. Ignacego Loyoli na Oruni zobacz na mapie Gdańska ma 3300 m kw. powierzchni i szacunkową wartość 457 tys. zł. Prezydent oddał ją kościołowi bez przetargu, za jeden procent wartości, czyli 4573 zł. W uzasadnieniu swojej decyzji napisał, że działka jest "na cele działalności sakralnej, z przeznaczeniem do łącznego zagospodarowania z obecnym terenem parafii".
Tyle tylko, że żadnej działalności sakralnej tam nie będzie. Teren powiększy znajdującą się przy kościele rezydencję abp. Sławoja Leszka Głodzia, a konkretnie jej ogród."
Kolejny skandal z bonifikatami dla kościoła:
"W grudniu ubiegłego roku miasto sprzedało działkę o powierzchni 1,2 hektara Kościołowi z 99 proc.bonifikatą. Nie poinformowano jednak o tym mieszkańców. "
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Możesz zmieniać swoje posty Możesz usuwać swoje posty Możesz głosować w ankietach
Portal www.MojeOsiedle.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi
zamieszczanych przez użytkowników serwisu. Osoby zamieszczające wypowiedzi naruszające prawo
lub prawem chronione dobra osób trzecich mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną
lub cywilną.